poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Marzenia- trochę intymniej,głębiej,odważniej.

Marzenia - cudowna odskocznia od zbyt brutalnej rzeczywistości w której 
(obecnie lub nieodwołalnie) nie możemy się spełnić.





Zamarz o mnie . 
O domku w szczerym polu, o kawie na tarasie, o dużym łóżku w sypialni na piętrze i kominku w zimowe, chłodne wieczory. Wiesz, mogłabym co ranek przygotowywać Ci śniadanie i czule budzić jeśli tylko byś chciał. 
Wymarz sobie siebie i mnie, przy dobrej muzyce, lampce wina i niczym więcej. 
Wyobraź sobie moją bieliznę, mnie całą w nocnej koszuli, z potarganymi włosami i bez wstydu. Zapomnij o strachu. 
Marzenia nic Cię nie kosztują, a  to czy się spełnią zależą tylko od Ciebie.
Chwyć mnie za dłoń i mocno ściśnij. 
Ucałuj namiętnie moje usta, dłonią odgarnij kosmyk włosów z szyi i mów do mnie szeptem.
Jeśli chcesz spróbuj wyobrazić sobie mnie i Ciebie w kawiarni. 
Z pewnością pijąc wyśmienitą kawę dałabym Ci dyskretny znak kiedy chcę wyjść i z pewnością zrozumiesz dlaczego. 
Może kolejnym etapem marzenia byłoby to, że po kawie zaciągnął byś mnie do siebie, a ja bym się w ogóle nieopierała. 
Ukazałabym Ci się totalnie kobieca, bezwstydna i namiętna… 




Można by było marzyć tak długo, uwielbiam ten proces.
Przy odrobinie szczęścia bez prowokacji jednej ze stron cokolwiek z tych marzeń mogłoby się spełnić. 
Kobieca intuicja mówi mi, że coś w tym jest. 
Tylko ja cholernie boję się marzyć. 
Pamiętam, że jak byłam małą dziewczynką i wyobrażałam sobie coś, czy nawet jako nastolatka marzyłam o randce z chłopcem w którym się zauroczyłam to za każdym razem nic się nie spełniało. 
Naprawdę boję się marzyć.
Choć czasem dochodzę do wniosku, że nie mam nic do stracenia ponieważ i tak tego, o czym mam ochotę pomarzyć nie mam i mieć nie będę więc… 
Mogę chociaż sobie pomarzyć. 
Strach schowałam do kieszeni, wypadł z niej, bo była dziurawa...


                         


Zdarza mi się, że leżę na łóżku dobrą godzinę i myślę jak by to było gdyby… 
Myśli mam różne. 
Czasem niewinne, a czasem pikantne. 
Te pikantne są najbardziej niebezpieczne. Pobudzają wszystkie zmysły.
Niemalże czuję Jego dłoń na moim ciele… Czuję ciepło, głód pożądania i ekscytację. 
Myśli niewinne zazwyczaj przyprawiają mnie o uśmiech lub śmiech.



Zbyt mało miłości jest w dzisiejszych czasach. 
Wszystko opiera się na seksie, kasie lub przyzwyczajeniu. 
To straszne. 
Żeby ludzie musieli marzyć o tym, że nie są samotni…?
Żeby musieli wyobrażać sobie, że ktoś ich kocha..? 

To tak jakby marzyć o tym żyjąc by żyć ale i tak nie wszyscy żyją pełną piersią. 
Tak samo jest z samotnością. 
Singli i osób samotnych jest pod dostatkiem, jest ich nawet więcej niż bezdomnych psów czy kotów. 


Co wieczór zasiadają przed swoimi codziennymi czynnościami i zastanawiają się co do cholery mogą uczynić by ktoś zechciał im potowarzyszyć.
I nie na pięć minut  czy przy pogaduszkach przy herbacie. 
Im chodzi o stałość. 
Chcą pokochać i być kochani, a pozostają im póki co marzenia o miłości. 



To takie przygnębiające. 
Przecież wszystko zależy rzekomo od nich.
Cóż, w pewnym sensie tak. 
Wyeliminować jednak trzeba obawy i lęki, które hamują ich przed wykonywaniem pierwszych lub kolejnych kroków. 
Żeby to udowodnić mogę podać przykład- mężczyzna, nigdy wcześniej nie miał żadnej kobiety, każda traktowała go jak kumpla. 
A tu nagle… 
Okazuję się, że wyrzucił lęk i obawy, zmienił nastawienie i… 
Zakochał się z wzajemnością ! 
Kobieta jest nim zachwycona, wiadomo nie ślepo… 
Ale można? Można! 



Chyba zamiast tych cholernych reklam herbat, past do zębów czy innych takich powinniśmy wywieszać bilbordy z błagalną prośbą o otwarte  serca. 


Oczywiście nie dajmy się zwariować. 
Możliwe są kopniaki w tyłek, także przed użyciem otwartego serca należy skonsultować się z sumieniem lub osobą na której nam zależy, by nie było efektów ubocznych- które są bardzo prawdopodobne. 


Tylko że… 
Kto nie ryzykuje ten nie ma i należy o tym pamiętać.






Spokojnej nocy Wam życzę.
Śnijcie i marzcie pięknie.









Marta Laura Rz.





niedziela, 14 sierpnia 2016

Wierszyków kilka, na dobry sen.

Dobry wieczór moi mili.

Na spokojny, niedzielny wieczór mam dla Was garść najnowszych wierszy.
Chyba natchnienie postanowiło po dłuższej nieobecności do mnie znów zawitać.
Cóż więcej mogę rzec...


Przyjemnego czytania.

Marta Laura Rz.



Perfumy

Dużo mówi zapach
O czyimś wnętrzu
Najpierw kochamy się
Z zapachem
Odurza nas
Podnieca
Myśl o szyi
Skropionej feromonami
Dotykamy się mentalnie
W powietrznym tańcu
Między piżmem
A magnolią
Upijamy zmysłami
Aż do dna


14.08.16 r





Iluzja

Pastele moich ust

To zupełny przypadek
Kto powiedział
Że smutek
Maluje kobiecie usta
Oczy mam opuchnięte
Ale to od pracy
Przecież nie będę tłumaczyć
Jak ciężko żyje się bez miłości
Tak naprawdę
Wszystko co widzisz
To tylko iluzja
Ładne opakowanie
Młodej kobiety
Ze starą duszą
Świetlana przyszłość
Już dawno zgasła.    

14.08.16 r




Sami

Szukamy spełnienia
Wąchamy świat
Jak kartki nowej
Lub starej książki
Przewijamy lata życia
Jak kartki papieru
Czasem przetniemy nią
Opuszek palca
Czujemy ból
I niesprawiedliwość
Niepotrzebnie
Przecież
Sami chcieliśmy.  



14.08.16 r





Młodość

Matkujemy sobie samym
Nie słuchając własnych matek
Doskonale wiemy co dla nas
A co już nam nie wypada
Kroimy nasze plany jak porcję chleba
Wyznaczamy po kromce na dany dzień
Próbujemy jeszcze dodawać cukru
Do herbaty z miodem
Łudząc się, że życie zrobi się słodsze
Nie wierzymy w horoskopy
Ale je czytamy gdy znajdą się
Zaraz obok reportażu w gazecie
Pełni jesteśmy sprzeczności
Młodzi
Z wrażliwością
Za którą można by
Dać się zabić.

14.08.16 r



sobota, 13 sierpnia 2016

Niedzielne hiper (muzea).

Niedziela, godzina dziewiąta rano.

Wyobrażasz sobie wtedy widok ledwo co przeciskającego się słońca przez szpary w roletach, ciche pokrzyki ptaków za oknem, leniwe wiercenie się pod kołdrą lub świeżo zaparzoną kawę przy filmie rodzinnym w telewizji.

Nic bardziej mylnego.

Niedziela, piętnaście minut przed godziną dziesiątą rano.

Zdążyłam tylko wejść do sklepu, w którym pracuję, włączyć laptopa i mając jeszcze jakieś dziesięć minut na przebranie się i inne czynności, które rozpoczynają mój dzień w pracy, a już na moim polu widzenia pojawiła się klientka, która bez żadnych skrupułów już stała przy kasie z produktem, po który przyszła. Ze spokojem na twarzy i niewidocznym dla klientki sztucznym uśmiechem na ustach delikatnie zasugerowałam, że stoisko jeszcze jest nieczynne, z resztą nawet nie uruchomiłam mojego narzędzia pracy, ponieważ wymaga to owych dziesięciu minut, które oczywiście miałam w zapasie.
Poprosiłam, aby dała mi chwilkę, ponieważ tak jak wspomniałam nie jest jeszcze otwarte.
Skończyło się to jak zwykle – oburzeniem jak i czekaniem na sprzedaż produktu (dodam, iż nie są to produkty, bez których nie można się danego dnia obejść, nie jest to żywność ani nic z tych rzeczy, które trzeba kupić TU i TERAZ, bo inaczej stanie się tragedia).





Nic by nie było dziwnego w tej sytuacji gdyby nie to, że to była NIEDZIELA.

Z racji, iż dość długo „siedzę” w handlu zdążyłam poprzyglądać się różnym sytuacjom, ludziom, reakcją jak i przywyknąć do wielu zachowań ludzkich, ale „szał” niedzielnych zakupów nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.


Jestem w stanie zrozumieć, że w dzisiejszych pędzących czasach większość osób nie jest w stanie zrobić zakupów w tygodniu.
Jestem w stanie zrozumieć wyprawę do sklepu po pojedynczy produkt emerytów, np. babci, która piecze ciasto na wspólne spotkanie z rodziną, a zapomniała zupełnie o mącę czy mleku.
Jestem w stanie zrozumieć wiele ale przez te lata pracy w różnych galeriach handlowych czy sklepach w różnych miastach nie mogę pojąć jednego typu ludzi, a mianowicie : hipermarketowiczów.

Hipermarketowicze to osoby, które każdą niedzielę spędzają w centrach handlowych, butikach, marketach i innych otwartych miejscach, które czynne są od rana do późnego popołudnia lub wieczora.


Dla nich co niedzielna wyprawa do marketu jest jak wyprawa do muzeum. 
Chodzą spokojnym wręcz powolnym krokiem, oglądają sprzedawców przez szybkę, często zatrzymują się z jakimś pokarmem w dłoni lub kawą i spoglądają niby na produkty, które sprzedajesz niby na Ciebie.
Szczególnie lubią patrzeć jak sprzedawca jest w porze posiłku, który spożywa, po czym automatycznie wchodzą do sklepu.
Nie odpowiadają na powitanie, nawet na niego nie spojrzą- po prostu wejdą, pogapią się i wyjdą.
Zdarza się też, że zagadują , podpytują o różne produkty w trakcie gdy sprzedawca próbuje po dwóch godzinach totalnej ciszy lub burzy wyjść do toalety.


Pojedynczych hipermarketowiczów da się jeszcze znieść ale niestety oni zazwyczaj zwiedzenie hipermuzeów reflektują w stadach.
Och, jak bardzo mi żal tych malutkich, niczego nieświadomych dzieci, które wraz z rodzicami spędzają niedzielę w tak głośnym, chaotycznym miejscu jak galerie handlowe miejscu.
W ich umysłach zakodowana zostaje myśl, iż całe nasze życie to tylko gonitwa za pieniężną walutą…

                               

Za murami centrum handlowego przecież świeci słońce, można pójść do parku , zakupić dziecku naturalne lody, które ostatnio są hitem, a nie paczkowane lub „zdrowe” lody z automatu i posłuchać śpiewu ptaków zamiast promocji danego dnia.


A widok młodych par, które randkują w centrum handlowym przeraża mnie najbardziej.
Urządzają sobie romantyczne spacery między sklepem z obuwiem, a sklepem z odzieżą, a gdy już zbliża się czas zamknięcia galerii budzi się w nich jakiś instynkt, który nagle każe im wejść o godzinie dwudziestej pięćdziesiąt sześć do przymierzalni.
Tak na marginesie : myślę ze taki białe karteczki z napisem „czynne od 9.00 do 21.00” nie są wywieszone bez powodu i chyba jakaś mała iskierka przyzwoitości szacunku co do drugiego człowieka tli się w każdym z nas.

Fakt, mi również zdarzy się wyprawa do marketu w niedzielę. 
Tylko w moim wypadku jest to konkretna wyprawa- wchodzę, biorę, kupuję, wychodzę.


Nie neguję samych niedzielnych zakupów  w sobie, myślę, że dzięki pełnej dyspozycyjności handlowej człowiek przyzwyczaił się do tego, że jak zorientuje się po powrocie z ciężkimi torbami do domu, że czegoś zapomniał myśli sobie – nie chcę mi się ,pójdę jutro.

W każdym razie odkąd pracuję w trybie siedmiodniowym dwa razy zastanowię się zanim wejdę do sklepu w niedzielę jak i zawszę patrzę na zegarek wieczorową porą , bo łudzę się, że może jeśli ja nie wejdę do sklepu dziesięć minut przed zamknięciem to Ci  pracujący od rana ludzie zaoszczędzą czas choć na tym jednym, jedynym kliencie.
Jak jest? Tego nie wiem. 
Wiem tylko jedno – nie chcę być hipermarketowiczem i jeśli będę kiedyś miała swoja rodzinę, to niedzielę będziemy spędzali na świeżym powietrzu lub w domowym zaciszu.

Tego samego Wam życzę.

Wylegujcie się przy niedzielnych filmach, książkach, muzyce, pijcie kawę w łóżku lub wyjdźcie na spacer.

Niech ta niedziela będzie dla Was.

Dobranoc.


Marta Laura Rz.

Niedzielne hiper (muzea).

Niedziela, godzina dziewiąta rano.

Wyobrażasz sobie wtedy widok ledwo, co przeciskającego się słońca przez szpary w roletach, ciche pokrzyki ptaków za oknem, leniwe wiercenie się pod kołdrą lub świeżo zaparzoną kawę przy filmie rodzinnym w telewizji.

Nic bardziej mylnego.

Niedziela, piętnaście minut przed godziną dziesiątą rano.

Zdążyłam tylko wejść do sklepu, w którym pracuję, włączyć laptopa i mając jeszcze jakieś dziesięć minut na przebranie się i inne czynności, które rozpoczynają mój dzień w pracy, a już na moim polu widzenia pojawiła się klientka, która bez żadnych skrupułów już stała przy kasie z produktem, po który przyszła. Ze spokojem na twarzy i nie widocznym dla klientki sztucznym uśmiechem na ustach delikatnie zasugerowałam, że stoisko jeszcze jest nieczynne, z resztą nawet nie uruchomiłam mojego narzędzia pracy, ponieważ wymaga to owych dziesięciu minut, które oczywiście miałam w zapasie.
Poprosiłam, aby dała mi chwilkę, ponieważ tak jak wspomniałam nie jest jeszcze otwarte.
Skończyło się to jak zwykle – oburzeniem, krytyką i z miną pełną pogardy marudzeniem pod nosem jak i czekaniem na sprzedaż produktu (dodam, iż nie są to produkty, bez których nie można się danego dnia obejść, nie jest to żywność ani nic z tych rzeczy, które trzeba kupić TU i TERAZ, bo inaczej stanie się tragedia).





Nic by nie było dziwnego w tej sytuacji gdyby nie to, że to była NIEDZIELA.

Z racji, iż dość długo „siedzę” w handlu zdążyłam poprzyglądać się różnym sytuacjom, ludziom, reakcją jak i przywyknąć do wielu zachowań ludzkich, ale „szał” niedzielnych zakupów nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.


Jestem w stanie zrozumieć, że w dzisiejszych pędzących czasach większość osób nie jest w stanie zrobić zakupów w tygodniu, bo pracują do późnych godziny lub nawet do nocy.
Jestem w stanie zrozumieć wyprawę do sklepu po pojedynczy produkt emerytów, np. babci, która piecze ciasto na wspólne spotkanie z rodziną, a zapomniała zupełnie o mącę czy mleku.
Jestem w stanie zrozumieć wiele ale przez te lata pracy w różnych galeriach handlowych czy sklepach w różnych miastach nie mogę pojąć jednego typu ludzi, a mianowicie : hipermarketowiczów.

Hipermarketowicze to osoby, które każdą niedzielę spędzają w centrach handlowych, butikach, marketach i innych otwartych miejscach, które czynne są od rana do późnego popołudnia lub wieczora.


Dla nich co niedzielna wyprawa do marketu jest jak wyprawa do muzeum. 
Chodzą spokojnym wręcz powolnym krokiem, oglądają sprzedawców przez szybkę, często zatrzymują się z jakimś pokarmem w dłoni lub kawą i spoglądają niby na produkty, które sprzedajesz niby na Ciebie.
Szczególnie lubią patrzeć jak sprzedawca jest w porze posiłku, który spożywa, po czym automatycznie wchodzą na sklep na którym sprzedawca pracuje, nie odpowiadają na powitanie, nawet na niego nie spojrzą- po prostu wejdą, pogapią się i wyjdą.
Zdarza się też, że zagadują , podpytują o różne produkty w trakcie gdy sprzedawca próbuje po dwóch godzinach totalnej ciszy lub burzy wyjść do toalety.


Pojedynczych hipermarketowiczów da się jeszcze znieść ale niestety oni zazwyczaj zwiedzenie hipermuzeów reflektują w stadach.
Och, jak bardzo mi żal tych malutkich, niczego nieświadomych dzieci spędzania niedziel w tak głośnym, chaotycznym i uczących od początku, iż całe nasze życie to tylko gonitwa za pieniężną walutą…

                               

Za murami centrum handlowego przecież świeci słońce, można pójść do parku , zakupić dziecku naturalne lody, które ostatnio są hitem, a nie paczkowane lub „zdrowe” lody z automatu i posłuchać śpiewu ptaków zamiast promocji danego dnia.


A widok młodych par, które randkują w centrum handlowym, spacerują, nic nie kupują, po prostu sobie chodzą z kubkiem po kawie w dłoniach lub przymierzają o godzinie dwudziestej pięćdziesiąt sześć  (tak na marginesie : myślę ze taki białe karteczki z napisem „czynne od 9.00 do 21.00” i chyba jakaś mała iskierka przyzwoitości szacunku co do drugiego człowieka tli się w każdym z nas) wywieszone są nie bez powodu ubrania, których oczywiście nie kupią .

Fakt, mi również zdarzy się wyprawa do marketu w niedzielę. 
Tylko w moim wypadku jest to konkretna wyprawa- wchodzę, biorę, kupuję, wychodzę.


Nie neguję samych niedzielnych zakupów  w sobie, myślę, że dzięki pełnej dyspozycyjności handlowej człowiek przyzwyczaił się do tego, że jak zorientuje się po powrocie z ciężkimi torbami do domu, że czegoś zapomniał myśli sobie – nie chcę mi się ,pójdę jutro.

W każdym razie odkąd pracuję w trybie siedmiodniowym dwa razy zastanowię się zanim wejdę do sklepu w niedzielę jak i zawszę patrzę na zegarek wieczorową porą , bo łudzę się, że może jeśli ja nie wejdę do sklepu dziesięć minut przed zamknięciem to Ci  pracujący od rana ludzie zaoszczędzą czasu choć na tym jednym, jedynym kliencie.
Jak jest? Tego nie wiem. 
Wiem tylko jedno – nie chcę być hipermarketowiczem i jeśli będę kiedyś miała swoja rodzinę, to niedzielę będziemy spędzali na świeżym powietrzu lub w domowym zaciszu.

Tego samego Wam życzę.

Wylegujcie się przy niedzielnych filmach, książkach, muzyce, pijcie kawę w łóżku lub wyjdźcie na spacer.

Niech ta niedziela będzie dla Was.

Dobranoc.


Marta Laura Rz.

środa, 10 sierpnia 2016

Wierszykowanie na dobranoc.

Dobry wieczór kochani.

Mam dla Was dziś małą porcję wierszyków.
Przyjemnej lektury.

Śpijcie spokojnie.

Marta Laura Rz.







Cień
Wbijasz we mnie soczystość źrenic
Szepty rozpraszają się jak dym
Puszczany z ust do ust
Wgryzasz się w mój cień
On z Tobą zostanie
Nie próbuj mnie złapać
Po prostu mnie trzymaj
Chcę żebyś nie pozwolił mi
Ruszyć się o krok
Bez twoich myśli
Masz mnie trzymać
Wbijaj we mnie soczystość źrenic
Wpuszczaj szepty do moich ust
Wgryź się w mój cień
I ja z tobą
Zostanę.

10.10.16 r







Sen

Okruchy gwiazd
Pokryły powieki
Teraz śnię 
Muskają mnie opuszki księżyca
Usta lśnią wilgocią nocy
Prowadzi mnie przyjemny chłód
Mam na sobie 
Ciepły szlafrok
Stopy bose
Czuję pod nimi 
Kształty świata
Jest miękko
Sprężyście 
Błogo
Czule

10.10.16 r
















W mojej kuchni

Namiętność zamknięta 
W słoiku
Obok młynka do kawy 
Z czułością
Na jednej półce z solniczką
Bez soli
W pojemniku do cukru
Resztki zaufania
Pudełko po marakronie
Nie domyka się
Za dużo w nim ironii
W koszyczku na owoce
Zgniłe nadzieje
W lodówce zmarźnięte miłości
W zamrażalniku kawał mięsa
Potocznie zwane
Sercem.

10.10.16 r


















Gra
Gram w życie
Codziennie wykonuję
Dane czynności by
Wzieść się na wyższy level
Najpierw wczęśnie rano piję kawę
Później wybieram się do pracy
Jadę tramwajem 
Docieram do celu
Otrzymuję punkt
Po kilku godzinach 
Wykonanego zadania
Wartość punktów wzrasta
Wracam do domu
Sprzątam, zjadam posiłek
Czytam, biorę kąpiel
I kładę się do łóżka
Przechodzę 
Do następnego
Poziomu gry


10.10.16 r









wtorek, 9 sierpnia 2016

Wybrakowani.

Mamy po dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści (…) lat.
Jeśli nadal poszukujemy lub czekamy na cud związany z tak ogromną tajemnicą jaką jest miłość to bycie wybrednym w kwestii partnera / partnerki teoretycznie nie powinno mieć miejsca.

Teoretycznie – bo każdy z nas posiada jakieś wymagania względem drugiej osoby i vice versa.
Jesteśmy po różnych związkach, poważnych lub mniej, przeżyliśmy sporo rzeczy po drodze aby być takim człowiekiem jakim w danym momencie jesteśmy.
I tutaj pojawia się temat , który chciałabym poruszyć , a mianowicie -  czy możemy podzielić  potencjalnych randkowiczów / partnerów na „discount price”  i „new collection”.


Będąc jeszcze w granicy wiekowej między dwudziestką, a trzydziestką w większości nie myślimy o tym aby wiązać się z osobą obciążoną bagażem w postaci potomstwa lub dożywotnim kredytem. Oczywiście jeśli jeszcze jesteś osobą dla której bardzo ważne jest małżeństwo (i to kościelne) to zapomnij o rozwodnikach. 
W tym wieku przecież Twoje szanse na poznanie w pełni wolnego partnera są szalenie możliwe, a skoro jeśli Twój zegar biologiczny oraz rodzinne imprezy przy stole nie skupiają się tylko i wyłącznie na tym ,że ciotki plotkują na temat tego ,iż stanowczo adopcja kolejnych trzech kotów nie wyjdzie Ci na dobre to oznacza, że jeszcze masz czas. 
Skoro posiadasz magiczny, bliżej nieokreślony czas to po co wpakowywać się w związek z tzw. wybrakowanym towarem skoro na „rynek” wchodzi nowa kolekcja?

Wybrakowani najczęściej są po długoletnim, stałym i z pozoru dość spokojnym związku. 
Z biegiem lat okazuje się jednak, że ta przypieczętowana związkiem małżeńskim miłość wypaliła się do cna z konkretnego bądź naturalnego powodu. W swoich duszach kryją załatane czasem i bagażem doświadczeń rany, są kilka krotnie bardziej żądni powrotu do stabilizacji emocjonalnej, często wpakowują się w chwilowe relacje z fatalnym finałem. 
Zdarza się również, że na swojej usłanej cierniami drodze spotykają właśnie taką osobę ,która chętnie obdarzy ich czułością, zaufaniem i miłością.

Nowa kolekcja to typ , który posiada na swoim koncie kilka związków, które były dość luźne.
Nie posiadają przetopionych obrączek na kolczyki czy breloczek do kluczy ale w zależności od stopnia wrażliwości czy zaangażowania w nieprzypieczętowany związek posiadają daną pulę zawodu i bólu.
Są otwarci ale i ostrożni , nie lubią pakować się w konkrety, które mogą założyć im smycz na szyję.
Ich świeżość i nie nachalność w połączeniu z chłodem, który wewnętrznie w sobie posiadają pozwala im na obiektywną ocenę sytuacji, nie czują ogromnej potrzeby szukania miłości.

Wielokrotnie poznając kogoś na portalu randkowym czy przypadkowo w barze przy piwie z łatwością można przypiąć łatkę obydwu tym typom.
Tylko warto wejść w to głębiej i poświecić temu więcej uwagi.

Tak naprawdę nie do końca można podzielić ludzi na bardziej lub mnie wybrakowanych, każdy z nas przeżył coś co go wypaliło albo wręcz odwrotnie- wznieciło w nim ogień.
Wszyscy jesteśmy w jakiś sposób wybrakowani, mamy za sobą różne związki, nie tylko te miłosne ale i przyjacielskie, każda relacja z drugim człowiekiem jeśli jest ona zakończona lub toksyczna pozostawia w nas ślad.
Każdy z nas posiada w środku masę blizn spowodowanych przeszłością i będą powstawać nowe wraz z przyszłością, bo zawsze wydarzy się w naszym życiu coś takiego, co może nas zranić.
Oczywiście te radosne, pełne pasji, szczęścia czy ekscytacji sytuacje będą w nas te negatywy wypierać i to jest piękne.
Dbajmy o naszą przyszłość, spędzajmy czas z ludźmi, których kochamy, lubimy, szanujemy i nie spoglądajmy na człowieka, który posiada większy bagaż życiowy niż my jako na wybrakowany towar.

Życie pisze różne scenariusze, kto wie czy może właśnie Ty wpadniesz w sidła wspaniałego, mądrego, kochającego człowieka i jego… dzieci lub pozwu rozwodowego.


Śpijcie dobrze.


Marta Laura Rz.