poniedziałek, 21 listopada 2016

Listy niedokończonych kochanków (1)

Witajcie!

Tak, tak, wiem...
Znów stąd na krótką chwilę zniknęłam.
Ale nic nie dzieje się bez przyczyny - na szczęście moja przyczyna jest bardzo pozytywna i wcale nie mam jej za złe, że pojawiła się w moim życiu -  o czym napiszę niebawem.

Dziś czułam zupełnie inną potrzebę jeśli chodzi o publikację po dłuższej nieobecności na blogu, a mianowicie mam dla Was pierwszą część z cyklu :

Listy niedokończonych kochanków


Życzę Wam przyjemnej lektury.


Marta Laura Rz.







Drogi Vincencie! 

Wtapiam się ponownie w dźwięki muzyki, stary, dobry Cave – nigdy nie wyproszę go i nie pozbędę się z mojego serca. Ciekawe czy tak samo będzie z Tobą. 

Ewidentnie ktoś rzucił na mnie klątwę, z której nie mogę samodzielnie się wydostać.
Ile jeszcze musi minąć  sekund, minut, dni, nocy, świąt, pór roku i lat abym mogła z prawdą w oczach przyznać, że przeszłość została zakopana razem z Twoimi słowami.
Zamiast wykorzystywać mój mało zobowiązujący wiek i próbować , smakować, testować, wariować do utraty tchu ja nadal jestem w tym samym punkcie, w którym jesienne liście w parku padały nam do stóp podczas powrotów do osobnych mieszkań zaraz po tym jak filozofia karmiła nasze umysły.

Zapach jaśminu i skórki od pomarańczy po butelce do wina nie jest już tak oczywisty jak kiedyś, butelka została wyrzucona- jaśmin nie.
Każdy wieczór smakuje jak białe, półsłodkie wino, które zostawiło cierpki posmak na wytartych, lekko czerwonych od szminki ustach.

Tak naprawdę to nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam pomalowane usta na czerwono. 
Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam ale gdy teraz o tym myślę, to powód jest dość oczywisty, choć nie był wcześniej dość świadomy.
Używam obecnie wszystkich odcieni jakie są możliwe na moich ustach prócz tej cholernej, piekielnej, podniecającej czerwieni.

Nie mogę się oprzeć, a raczej coś we mnie nie może się oprzeć i składa na moje barki senne wspomnienia, przypomina się w ciągu dnia zupełnie bez okazji, a ja czuję się jakbym odbywała karę za miłość.
Nigdy nic bardziej oczywistego prócz dotyku, lepkich słów i spojrzeń nie miało miejsca -to tak jak ukryty mobbing w pracy ; niby nic się nie dzieje, a jednak.

Zostałam równie hojnie obdarowana, co i wyskubana do ostatniej kropli pewności siebie i własnej kobiecości, teraz nie czuję tej kobiecości.
Cokolwiek ubiorę, jakkolwiek pomaluję, jakąkolwiek fryzurę dobiorę i jakiejkolwiek książki nie przeczytam jestem jak ziarnko piasku na pustyni.

Nie mogłabym nawet nazwać siebie cieniem – jestem niewidzialna, umykam gdzieś, między samochodem, a chodnikiem, z walizką lub bez, z zakrytymi oczyma i ustami, wolę się schować, nie czuję potrzeby wyłażenia na wierzch sama ze sobą.

Mogłabym tak wymieniać i wymieniać wszystkie te chwile, słowa, myśli, noce i dnie , które ukształtowały we mnie poczucie bycia nie wystarczająco dobrą  i godną Twojej uwagi ale to dość kiepska forma terapii.

Teraz tylko stabilizacja realizmu w połączeniu z bezradnością trzyma mnie w ryzach, więc po co tłumaczyć to wszystko od nowa?

Niech sen przyniesie Ci coś ciekawszego niż moje odbicie w tafli Twoich oczu.
Ja usnę z nadzieją, że i mi przyśni się coś lepszego niż letnia polana, pachnąca lasem i kołnierzykiem od Twojej koszuli.




Twoja i zarazem niczyja L.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz