Mam milion myśli na minutę.
Czuję w sobie ogień.
Czuję jak wszystko w środku we mnie krzyczy.
Nie jest to negatywne odczucie, pozytywne też nie.
To tak jakby, ktoś wrzucił do miski garść różnorakich emocji, trochę przeszłości, trochę teraźniejszości
i je zblendował.
Czegoś mi brak ale nie wiem czego...
Coś mam ale nie wiem czy to wystarczająco dużo, coś mnie uwiera ale jednocześnie jak znamie jest ze mną od zawsze.
Spoglądając dziś w lustro zastanawiałam się kiedy to "wszystko" minęło.
Moja dusza się zmienia, moja twarz się zmienia, moje ciało nabiera innych kształtów.
(Fot: Maja Butkiewicz, zdjęcie z 2011 roku)
Kim jestem?
Czy naprawdę "zdziadziałam" ...?
Czy to tylko nadmierne poczucie odpowiedzialności i obowiązku mnie taką stworzyło?
Mam w sobie przecież jeszcze całkiem spore pokłady wewnętrznej dziecięcej radości,
jeszcze ta energia i zapał nie umarły, to tylko twarz nabiera innego kształtu, to tylko oczy są przekrwione od zmęczenia i pracy przy komputerze i przy tekście.
To przecież tylko Ja...
(Fot: Ja, robione jakieś piętnaście minut temu)
A jednak wciąż w głowie mam setki pytań bez odpowiedzi i czuję totalną pustkę, po czymś,czego nigdy nie miałam skoro nie potrafię tego nazwać.
Uśmiecham się sama do siebie widząc to co mam teraz.
Gdybym miała zabrać kilka materialnych rzeczy z domu gdyby była taka potrzeba z pewnością wzięłabym konkretną książkę, kwiatową mgiełkę do ciała,którą dostałam na dwudzieste piąte urodziny i okulary przeciwsłoneczne.
I to taki mój mały materialny szczyt szczęścia- żywić mózg literaturą, pięknie pachnieć i móc ukryć za okularami oczy nie tylko przed słońcem ale przed ludźmi, w momencie w którym nie będzie mi się chciało na nich patrzeć i z nimi gadać.
Dobranoc.
Marta Laura Rz.







Brak komentarzy:
Prześlij komentarz