poniedziałek, 23 maja 2016

Wrażliwość- jaki rodzaj posiadasz..?

Wrażliwość.

Wrażliwość jest jak orientacja seksualna .
Rodzisz się z taką, a nie inną i nie jesteś w stanie jej zmienić bądź nabyć choćbyś usilnie starał się i dążył aby była inna.
Często w naszym życiu pojawiają się ludzie o szeroko pojętej wrażliwości, a co za tym idzie sami musimy zmierzyć się z własną wrażliwością. Dziwimy się ludzkim emocjom podczas jakiegoś wydarzenia lub ekscytujemy się czymś, co dla drugiego człowieka nie ma żadnego znaczenia.
Zastanawiamy się dlaczego dany osobnik tak, a nie w żaden inny sposób podchodzi o danej sprawy lub nie jesteśmy w stanie zrozumieć naszego zachowania podczas gdy ktoś zachowuje zimną krew.
Jesteśmy złożeni z masy czynników zewnętrznych i wewnętrznych, pewne sfery naszej psychiki są kształtowane i urabiane jak ciasto ale to, co siedzi w nas najgłębiej nigdy nie zostanie zmienione.
Tak też jest z poczuciem empatii. To kwestia bardzo osobista.  Ktoś podczas koncertu popada w zachwyt, wzrusza się i podnieca na sam dźwięk jakiegokolwiek instrumentu, zaś inna osoba marzy o tym aby nagle wysiadł prąd i sprzęt nie był zdolny do dalszego działania.  Ona z uwagą i nostalgią wysłuchuje wierszy czytanych przez poetę, on zaś odkrywa siebie i wyczekuje końca, bo jest to dla niego tak głębokie przeżycie, ujawnienie się i natłok wspomnień związanych z tekstami, które napisał, że chcę aby już było po wszystkim.
Z kolei inny artysta aż prosi się aby go wysłuchiwać, oklaskiwać i z ogromną chęcią pokazuje każdą swoją skazę i zaletę tak, aby odbiorca mógł otrzymać sporą dawkę emocji- jakiekolwiek by one nie były.
Czas na pogrupowanie wrażliwości.
Pierwsza grupa to  „a-wrażliwcy” .
To ludzie, którzy dotykają wszystkiego głębiej, począwszy od pościelonego łóżka, które czeka na nich w domu po ciężkiej pracy lub uśmiech dziecka, które skłania do refleksji. Są to osoby, które cieszą się najmniejszą rzeczą na świecie- taką, którą nikt inny na co dzień nie dostrzega. Wystarczy, że ktoś spełni dla nich dobry uczynek w najdrobniejszej kwestii lub zobaczą na bruku kawałek rozwalonego obrazu i już mają powód do chwili zadumy, melancholii, radości. Lubują się w popadaniu z euforii w naglą nostalgię, potrafią godzinami spoglądać na turlające się po szybie krople deszczu licząc swoje łzy, a po chwili zaparzyć sobie kawę, która tak ich uszczęśliwi, że mają ochotę śpiewać i tańczyć.
Nie są obojętni na czyjąś krzywdę ale też potrafią cieszyć się szczęściem innych i wspierają ludzi, którzy ich otaczają. Zawsze chcą zrobić wszystkim i wszystko dobrze. Uważają, że świat jest tak skonstruowany by podziwiać i wzruszać się, a nie iść obojętnie przez życie.

Druga grupa to „ e-wrażliwcy”.
Trafiamy tutaj na twardych zawodników. Nie posiadają bowiem oni żadnych większych zdolności do przeżywania czegoś głębiej. Stawiają na rozum, nie na serce. Nie wzrusza ich los kotka, który właśnie wbiega pod pędzące auto, nie rozumieją wartości np. literatury, a już w ogóle nie są w stanie pojąć dlaczego ktokolwiek miałby się nad nią zastanawiać.  Myślą prosto i konkretnie.  Ekscytują się tylko w momencie euforii, jeśli chodzi o melancholię- ona ich nie dotyczy. Można by pomyśleć- jak z takim rozmawiać, żyć, jak on sobie radzi bez wrażliwości..? I tutaj nasuwa się jedna myśl. Może to tylko gra? Może w głębi duszy posiadają oni jakiś zapas emocji, którego po prostu nie są w stanie z siebie wyrzucić albo robią to w samotności..? Może posiadali ogromne pokłady empatii, które życie im odebrało? W to akurat wątpię, bo prędzej czy później by z nich wypełza, a w takim przypadku można tylko rozmyślać gdzie stoi przyczyna i czy w ogóle stoi, bo przecież wrażliwości się nie wybiera.

Trzecia i ostatni grupa to „ bi -wrażliwcy ”
Ci to dopiero mają przechlapane!
Są jak tykająca bomba zegarowa, nigdy nie wiesz czy trafisz na tropikalną wyspę czy  górę lodową.
Bi- wrażliwcy są pomiędzy. Z jednej strony posiadają fascynującą wrażliwość,  a z drugiej w zależności od sytuacji potrafią nawet nie mrugnąć okiem. To grupa bardzo tajemnicza, oni się powolutku odkrywają przed światem. Nie czują potrzeby płakania komuś w słuchawkę w momencie nadmiaru negatywnych emocji , mogą podzielić się swoim entuzjazmem w daje sprawie ale nie musza, chowają głowę w piasek jeśli nie chcą ukazać swojego prawdziwego oblicza.  Do końca sami często nie potrafią poradzić sobie ze swoim nastrojem. Z jednej strony czują potrzebę wzruszenia czy euforii, a z drugiej nie chcą wyjść na kogoś nadwrażliwego czy słabego psychicznie. Zdecydowanie wolą przedstawiać swoją pokerową twarz owianą chłodem. Wciąż pracują nad sobą. To im się chwali.

Nie powinniśmy wstydzić się emocji, bo „nic co ludzkie , nie jest nam obce” ale w dzisiejszych czasach w dobie kursów manipulacji człowiekiem czy też książek temu poświęconych zwyczajnie boimy się, że nasza wrażliwość zostanie wykorzystana przeciwko nam. Myślimy milion razy zanim cokolwiek powiemy, a co tu dopiero pokazać jakąkolwiek emocję , a tym bardziej coś, co uważa się za słabość.
Nie popadajmy jednak w paranoję, otaczajmy się takimi ludźmi przy których każda wrażliwość – nie zależnie od jej rodzaju zostanie doceniona i uznana za szczerość i coś wspaniałego.
Gdyby nie empatia, którą w sobie nosimy bylibyśmy jak marionetki w rękach, które nie są nasze.
Każdy z nas przecież chce życie przeżyć jak najlepiej i samodzielnie dążyć do szczęścia, a najważniejszą rzeczą aby było nam samym ze sobą dobrze to prawda  i poznanie siebie na tyle aby wiedzieć jakie są nasze zalety i słabości.
Dodatkowo mogę powiedzieć, że dla komfortu i naszej higieny psychicznej warto od czasu do czasu po przeżywać różne emocje – nie dość, że dzięki temu znamy smak tych pozytywnych, to jeszcze okrywamy dzięki temu siebie i swoje reakcję.

Dobrej nocy moi mili.
Niech tych negatywnych wrażeń będzie u Was jak najmniej.
Ale powzruszajcie się trochę, dobrze Wam to zrobi.




Marta Laura Rz.

niedziela, 15 maja 2016

13stego w piątek - czyli nie taki diabeł straszny jak go malują.

Witajcie!

Dziś obędzie się bez felietonu ( ale zapewniam, że już jeden wyleguje się i czeka na "okazję",a drugi jest w trakcie pisania, póki co dałam "jemu" i sobie czas... :) ) ,bo mam dla Was coś specjalnego!

W piątek 13 wbrew wszelkim zasadom logiki, zabobonów, przesądów, czarnych kotów na ulicach, drabinom przez które aby się przedostać gdziekolwiek trzeba przejść, stłuczonym lusterkom i innym rzeczom ,które mają na celu przynieść nam pecha w Radiu Megafon odbyły się 7 Urodziny Ciekawskiej Godziny, którą prowadzi Bartek Kowalski.
Jeśli ktoś nie miał jeszcze okazji zapoznać się z działalnością Radia tutaj możecie dowiedzieć się więcej : Ciekawska Godzina- Radio Megafon , KPSW- Radio Megafon .



Przybyło wiele osób ze środowiska kultury i sztuki- nie tylko bydgoskiej.



Wśród gości znaleźli się : poeta,współzałożyciel grupy " Myśl Poetycka "-
Jarosław Stanisław Jackiewicz ( JSJ wiersze ).  
Opowiedział o swojej twórczości, wydanych książkach i działalności na "Myśli Poetyckiej", 
do tego zajmuję się również pomocą debiutantom literackim, recenzuję, doradza.




 Barbara Jendrzejewska- polonistka, poetka,pisarka i animatorka Kawiarni Literackiej Modraczek
(więcej informacji znajdziecie tu : Książki Bachy , KL Modraczek , http://blogbachy.blogspot.com/ ).





Tak jak mówiłam podczas mojego wejścia antenowego, że to właśnie Pani Basia wyciągnęła moje wiersze z "szuflady", odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie- taki wychowawca i nauczyciel zdarza się tylko raz!




I dla mnie znalazł się "kawałek" anteny.






Z racji iż ostatnio skupiam się głównie na prowadzeniu tego bloga jak i fanpage na facebooku 
Free ART ) opowiedziałam o swoich planach związanych z tym projektem.


 Pewnie wielu z Was słyszało o tym, że pracuję nad stworzeniem czytanego przeze mnie audiobooka z tekstami bydgoskich poetów /pisarzy, dodatkowo wciąż powstają kolejne felietony, z poezją bywa różnie choć podczas audycji przeczytałam swoje trzy najnowsze wiersze. 

Audycja radiowa o tej samej nazwie pojawia się cyklicznie i zazwyczaj występują w nich goście, którzy związani są z szeroko pojętą kulturą i sztuką, wszak "free art" oznacza "wolną sztukę", dla mnie to swoboda w działaniu, bez kategoryzowania artyzmu.





Nie zbrakło z nami również skrzypaczki,malarki i poetki Małgorzaty Mówińskiej- Zyśk wraz z towarzyszącym jej mężem, malarzem Waldemarem Zyśkiem.


 Aura muzyczno -poetycka roztaczała się w naszym studio przy zapachu kawy...



Jeśli już o muzyce mowa, przybył do Nas Leonard Luther- pieśniarz, bard, kompozytor (http://www.leonardluther.pl/) . 



Więcej Wam nie zdradzę (myślę,że niebawem audycja z cyklu Free ART, będzie idealną okazją na to aby przyjrzeć się dokładniej twórczości tego artysty), póki co zapraszam do  posłuchania  :



Tego samego dnia Nasz radiowy gość wraz z Piotrem Gąsiewskim (gitarzystą i harmonistą) i Aleksandrą Bacińską (poetką,autorką tekstów piosenek) grali koncert w Światłowni - Ci co nie byli niech żałują!



Niesamowita atmosfera, niepowtarzalny klimat i energia, która została wytwarzana przez artystę jak i słuchaczy była czymś fantastycznym!  Światłownia pękała w szwach.




Siódme urodziny Ciekawskiej Godziny świętowała z nami również malarka- Małgorzata Woźny.


Serdecznie zachęcam do odwiedzenia profilu Pracownia Artystyczna-GOSIAART .


Z pewnością nacieszycie swoje oczy nie tylko plastycznymi pracami Pani Gosi ale i fotografiami, które wykonuje.


Pojawił się również "Misaro" o którym opowiedział Michał Lendecki wraz z Sabiną Suchanek, cyt: "Chcemy pokazać pełen potencjał samorozwoju przez pryzmat wartościowych książek, które mogą rozwiązać  nasze problemy".




Powróćmy do muzyki , a mianowicie do Michała Kisielewskiego czyli KOLOROFONII.


Niestety podczas tego wywiadu nie byłam już obecna ale zachęcam Was do odwiedzenia strony  internetowej http://kolorofonia.pl/ jak i posłuchanie :





Muzyczny klimat nie opuszczał szczęśliwego piątku trzynastego, pojawił się również Sławomir Ciecierski, gitarzysta, twórca niesymfonii ( Niesymfonia ) , który obecnie pracuje nad projektem Bydgoszcz670.mp3  , który Radio Megafon objęło patronatem.







W imieniu ekipy Radia Megafon dziękujemy wszystkim gościom za przybycie, słuchaczom za wierne słuchanie, wszystkim ,którzy wspierają naszą działalność jak i są tak pozytywnie nastawieni na współpracę! :)


Wszystkiego dobrego, śpijcie spokojnie.


Marta Laura Rz.

wtorek, 10 maja 2016

"Wędkowanie" czyli wyławianie płotek z nadzieją na złotą rybkę.

I znów okazuję się, że szansa na spotkanie lub poznanie kogoś wartościowego jest wyzwaniem.
Szukamy wciąż, przyglądamy się, obserwujemy, analizujemy i odbieramy szansę komuś, kto nas w jakiś sposób zauroczył/ zafascynował, bo przecież z jakiegoś powodu pozwoliliśmy na odkrycie kart swojej osobowości.
I w tym momencie pojawia się pytanie : dlaczego?
Czy nie jesteśmy wystarczająco atrakcyjni, seksowni, inteligentni bądź interesujący aby poświęcić nam więcej niż przysłowiowe "pięć minut"?
Chyba każdy z nas od czasu do czasu wychodzi z założenia,że to nie wina być może potencjalnego materiału na partnera/partnerki lecz nasza. Ewidentnie "coś" w nas jest " nie tak" skoro dana osoba nie ma ochoty np.po jednym spotkaniu lub nawet po kilku z nami rozmawiać bądź umyka od tematu kolejnego wspólnego wypadu gdziekolwiek. 
Męczymy się lub rozmyślamy nad tym czemu nie jesteśmy wystarczająco "dobrzy" dla drugiej osoby bądź czy to tylko kwestia "chemii", która nie wybuchła jak wulkan, a może to wina charakteru?

Zaczyna się zabawa w układanie każdego elementu z ostatniego spotkania bądź rozmowy z osobą, która nas zainteresowała i za cholerę nie widzimy nic złego w swoim zachowaniu, słowach czy czymkolwiek bądź z kolei popadamy w myślową paranoję i odczytujemy każdy nas gest z przeszłości jako coś niepoważnego, durnego, żałosnego...

Ale tak naprawdę nie w tym rzecz- i to jest z jednej strony pocieszające lecz prawda niestety jest dość bolesna...

Nastały czasy tzw. wędkowania.

Typowy wędkarz z ogromną pewnością siebie i swojego ego  zarzuca wędkę i łowi.
Nie musi długo czekać, bo przecież jest niesamowicie przystojny, elegancki, elokwentny i oczywiście hojnie obdarzony przez matkę naturę więc nie przyjmuje do wiadomości tego,że którakolwiek z rybek nie skusi się na jego przynętę.
I zaczyna się branie. Wyławia ,a to jedną, a to drugą,a to trzecią (...) płotkę.
Wyjmuje z jej ponętnych ust haczyk i wkłada do  wiadra bez wody wraz z innymi płoteczkami.
Ponownie zarzuca wędkę,a złowione rybki czekają.
Głęboko wierzy w to, że w końcu złowi złotą rybkę ale póki co, zadowala się niezliczoną ilością płotek, które gdy mu się znudzą lub stwierdzi, że co niektóre nie są jednak atrakcyjne wrzuca po nieokreślonym czasie znów do jeziora. 



Gdy tylko pojawia się na horyzoncie potencjalna złota rybka, płotki, które męczyły się w wiaderku oczekując na choć jedną kroplę wody idą w odstawkę.
Część z nich już nie nadaje się do niczego, a reszta znów zanurza się w otchłań zimnego jeziora. 

Płotka jest rozważna ale i  naiwna. Często gardzi zanętą rzucaną przez wędkarza lecz gdy w końcu ujrzy zanętę taką jaką lubi, zapomina o haczyku. Nie posiada ogromnej pewności siebie, doskonale wie,że wokół niej pływają seksowniejsze i ciekawsze rybki do złowienia. Jedyne czego jest pewna, to fakt, iż inteligencja i wdzięk, który posiada w sobie uczciwemu wędkarzowi z pewnością przypadnie do gustu. Niestety coraz częściej trafia na zachłanność i wymogi, którym nie jest w stanie sprostać ze względu na swoje malutkie płetwy.

Oczywiście żeby była jasność nie tylko wędkarze wędkują.
Płeć piękna coraz częściej przejmuje inicjatywę i robi dokładnie to samo.
Tylko w bardziej subtelny sposób. Niewinnie tworzy pajęczą nić i czyha na ofiarę.
Gdy pojawi się w okolicy kilka "owadów", które wpadły w Jej sidła bacznie przygląda się i wybiera, który z nich będzie najbardziej smakowitym kąskiem. Pręży się jak kotka w rui i kręci biodrami na zachętę,a  gdy tylko otrzyma to czego oczekuje,a dany osobnik jednak na dłuższą metę nie przydanie jej do gustu znów zabiera się za przędzenie kolejnej pajęczyny.
Niestety przy dłuższym stosowaniu tej metody łowieckiej kobieta prędzej czy później dostanie mentalnego kopa, bo tak już zwyczajnie w świecie jest stworzona i albo odezwie się kac moralny albo rolę się odwrócą- zostanie złowiona, a będzie myślała,że to ona jest łowcą.
W tym momencie przy zaangażowaniu emocjonalnym jest stracona.

Wybór potencjalnego partnera / partnerki sprowadza się do polowania.
Słabsi zawsze odpadną na starcie lub nawet przed. 
Wciąż nie dajemy sobie szansy, oceniamy z góry, wymagamy,a nie dajemy od siebie lub skupiamy się na pozorach.
Chcemy miłości, zrozumienia,akceptacji,a najczęściej sami nie potrafimy się tym obdarować bądź potrafimy- ale tylko siebie.
Czy sprawianie komuś przykrości podczas swoich polowań jest tego warte?
Może po prostu zastanówmy się milion razy zanim otworzymy czyjąś księgę duszy i bezkarnie w nią wejdziemy i wyjdziemy bez powiedzenia szczerze czemu chcemy wyjść?

Nie bójmy się prawdy i słów.
To jedyne czego jestem pewna.
Stawiajmy wszystko na jedną kartę.
To o wiele bezpieczniejsze i komfortowe niż wędkowanie.
A złota rybka prędzej czy później wpadnie do naszego jeziora i tak naprawdę okaże się niezwykłą płotką, której idealizacja byłaby zbyt nudna i nienaturalna.
Nikt z nas nie jest idealny, z resztą jeśli byśmy byli perfekcyjni nigdy nie potrafilibyśmy dobrać się w pary -prędzej byśmy stworzyli cudowny związek sami ze sobą.


Śpijcie dobrze.

Marta Laura Rz.




poniedziałek, 2 maja 2016

Przystawka vs danie główne.

Siedzisz w restauracji. Czekasz na swoje zamówienie.  
Między stolikami ulatnia się smakowity zapach jedzenia, a Ty z niecierpliwością wyczekujesz na swój talerz. Już widzisz jak kelner wędruje w Twoją stronę , jak zbliża się z tacką pełną pyszności ale... Omija Twój stolik i podaję danie komuś innemu. I tak czekasz i czekasz, głód robi się coraz silniejszy, Twój nastrój wisi na ostrzu noża, a poczucie niesprawiedliwości narasta. W końcu nastaje ten wspaniały moment. 
Otrzymujesz to na co, tak długo czekałeś. 
Na początek przystawka. Jak to z przystawkami bywa- nie powalają.
Oczywiście mam tu na myśli porcję, bo przecież przystawka jest tylko delikatnym początkiem konsumpcji. Nawet jeśli jest całkiem smaczna bądź wyśmienita czegoś Ci w niej brakuje. Zdecydowanie ilości. Tylko rozbudzasz swój apetyt i czekasz na więcej. Niestety prawdopodobieństwo, iż Twoja przystawka się zwiększy jest znikome. I albo zaakceptujesz ten fakt i cierpliwie poczekasz na danie główne zadowalając się przystawką albo od razu przejdziesz do dania głównego wzgardzając tym, co przed chwilą Ci podano.
Z przystawkami jest jak z ludźmi. Zazwyczaj podany człowiek pierwszy raz nie wzbudza w nas takiej ekscytacji bądź apetytu jak danie główne.  
“Przystawka - człowiek” to taki typ, który nie robi piorunującego pierwszego wrażenia, raczej stawia na jakość, a nie ilość, jest trochę zawstydzony, nawet wręcz nieśmiały. Nie odkrywa od razu wszystkich kart, “częstuje” sobą po małym kawałeczku. Często brakuje mu pewności siebie gdy rozmawia z “daniem głównym”. Oczekuje na znak bądź bezpośredni sygnał od drugiej osoby, nie lubi się narzucać, woli milczeć niż zrobić z siebie głupka aby uzyskać satysfakcjonującą odpowiedź.
“Danie główne” to typowy konkret. Od samego początku stawia na cel. 
Jeśli ma na coś ochotę od razu to robi. Nie przejmuje się tym, że może być zbyt szczery albo może kogoś urazić.W końcu to przecież najsmaczniejszy kąsek jaki masz okazję w życiu spotkać - drugiego takiego nie ma i nie będzie. Często wodzi za nos swoim oszałamiająco pysznym zapachem, sprawia ,że od razu masz ochotę go schrupać lub jest tak pewny siebie, że nie jesteś w stanie nawet chwycić za widelec, bo tak Cię onieśmiela.  
Jest wyśmienity- to fakt. I nawet pod tą grubą, chrupiącą panierką skrywa delikatne mięsko, które od czasu do czasu potrzebuje małej przystaweczki by móc poczuć się równie potrzebny jak i ona. Może skrywać albo coś co, zasmakuje Ci na tyle, że nie będziesz w stanie się oprzeć albo od razu stwierdzisz, że jednak nie ten typ kuchni preferujesz.
Jesteśmy serwowani zawsze z “dodatkami” w zależności od naszego typu osobowości czy też nastroju w danym momencie. Nie raz będziemy porcją lodów waniliowych z intensywną, przesłodzoną polewą czekoladową, a innym razem schabowym z kapustą i ziemniakami. Możemy być też ostrym kurczakiem w sosie curry albo i nachosami z dipem serowym. 
W każdym razie niezależnie od tego czy jesteśmy przystawką czy daniem głównym najsmaczniej prezentujemy się razem, prędzej czy później nasze kubki smakowe będą tego potrzebowały, bo jednak zawsze do obiadu musi być i ziemniak i kotlet.


PS: Ten felieton jest co prawda dietetyczny ale może zaostrzyć  Wasz apetyt więc...
Śpijcie spokojnie - rączki z dala od lodówek.
;)