czwartek, 7 grudnia 2017

Tak kochanie- czyli manipulacja spersonalizowana.

Ileż to razy mieliście cudowne poczucie, iż wygraliście los na loterii , który wydawał się najpiękniejszym co was mogło spotkać w życiu ?
Spotykamy rożne sytuacje, które oprócz ataku nagłej i krótkotrwałej euforii nieźle mącą nam w głowach.

Powiedzmy, że trafiliście na kogoś, kto w waszym mniemaniu zrobił tak wspaniałe i ogromne wrażenie, kogoś kto jest aniołem w ludzkiej postaci, kogoś komu oddalibyście nawet ostatnią kromkę chleba, bo przecież to właśnie TA osoba.






Wszystko dzieje się bardzo naturalnie.
Pojawia się pierwszy etap poznawania siebie, spędzania wspólnie czasu, niekończących się rozmów , które z czasem zamieniają się również w gesty.
Dwie dorosłe osoby oswajają się nawzajem, budują jakiś rodzaj relacji i zaczynają być wzajemnie za siebie odpowiedzialne – mężczyzna i kobieta.
Wszystko wokół wydaje się cukierkowe i wydawałoby się, że idzie ku dobremu.
I tak trwamy sobie w tej słodyczy, totalnie zaślepieni, bez żadnych zobowiązań aż tu nagle...
Bum!
Jedno wpadło jak śliwka w kompot i siłą rzeczy ( co jest nieuniknione u osoby, która posiada taki narząd w swoim ciele jak serce oraz posiada uczucia ) - pojawia się etap, który można nazwać zakochaniem czy zauroczeniem, a razem z nimi rozczarowanie.



Okazuje się, że wobec siebie nie mamy takich samych oczekiwań, nie pragniemy tego samego, nie rozumiemy swoich potrzeb i sprawa zaczyna się komplikować.
Otwieramy oczy ze zdumieniem, bo przecież słowa które dana osoba kierowała do nas brzmią jednoznacznie,a gesty którymi nas karmiła już bardziej wymowne być nie mogą.
Przecież nie poświęca się tyle czasu, energii, uwagi dla kogoś, kto jest dla nas tylko znajomym, prawda?
Chociaż cholera wie...
Każdy jest inny i może to normalne, że znajomi / kumple obdarowują siebie pocałunkami, prawią komplementy i wpuszczają siebie nawzajem do swoich sypialni.
Cóż. Zdecydowanie dość intrygująca teza.

W każdym razie, wracając do tematu to zastanawiamy się czy coś jest z nami nie tak, czy może źle zinterpretowaliśmy intencje tej osoby.
Nic bardziej mylnego.
Tu na front wkracza manipulacja spersonalizowana.


Pewnie czytając to zastanawiacie się czym ona może być i dlaczego nazwałam ją spersonalizowaną.
Manipulacja sama w sobie jest aktem, który ma na celu sprowokować sytuację czy słowa w taki sposób aby osoba, którą się manipuluje nieświadomie ale z własnej woli realizowała cel (potrzeby) manipulatora.

Często osoba, którą się manipuluje nie ma o tym bladego pojęcia- gorzej gdy jest tego świadoma i wchodzi w grę, którą zainicjował manipulant.
W tym przypadku zaczyna się zabawa.



Do momentu w którym nie zdajemy sobie sprawy, że osoba ,która wydawała nam się wręcz idealna prowadzi z nami grę widzimy wszystko w kolorowych barwach.
Przecież tyle ciepłych słów otrzymaliśmy, przecież się z nami kontaktuje, przecież spotkaliśmy się choć na chwilę - tu sygnałem ostrzegawczym może być fakt, że dana osoba podkreśla wciąż jak bardzo chcę się z nami zobaczyć ale sama wyznacza termin wygodny dla niej ale w taki sposób, że wygląda to w sposób naturalnie dostosowany również do nas, a tak naprawdę to zasłona dymna.



Zazwyczaj manipulantami są osoby, które nie chcą rezygnować ze swoich przyzwyczajeń na rzecz drugiej osoby oraz czerpią satysfakcję z bycia 'górą' .
Nie odkrywają swojej osobowości, pokazują tylko zarys swojego charakteru, nie są tak otwarte i mają problem z mówieniem o emocjach i uczuciach.
I to wszystko jest z góry zaplanowane, bo przecież jak można zranić taką osobę , która dzięki nałożeniu ochronnego pancerza tajemnicy nie pokazuję swoich słabych punktów..?
Prawdą jest, że im więcej się komuś pokaże, tym łatwiej ktoś może nas skrzywdzić, bo podajemy mu siebie w całej okazałości na tacy.


Natomiast wracając do pojęcia manipulacji spersonalizowanej, chodzi tutaj głównie o to, że manipulant dostosowuje swoją manipulację pod osobę , którą się bawi.
Znając jej usposobienie i oczekiwania działa pod jej schemat w związku z tym bardzo łatwo przychodzi mu mówienie tego, co owa osoba chce usłyszeć tak aby jednocześnie być bezpiecznym jednocześnie rzucając komunikat podprogowy.
Działa to mniej więcej na takiej zasadzie i tu podaję przykład ( M- manipulant, O – ofiara ) :

M- Chętnie bym poszedł z Tobą do tego kina.
( teoretycznie jasny komunikat obrazujący chęć na spotkanie z drugą osobą )

O- To chodźmy razem.

M- Spędź ten czas z koleżanką.
(wycofanie się, poprzedzone wcześniejszym zasugerowaniem „zainteresowania” oraz wzbudzenie emocji, które mają na celu danie poczucia dobrych chęci wobec nas bądź wyrzutów sumienia, bo przecież „chętnie bym poszedł...” - tu odczucia są zależne od osoby, którą się manipuluje )

O- Możemy iść na inny film we dwoje.

M- Wiem.
( unikanie konkretnej odpowiedzi na zadanie pytanie tak, aby wydawało się,że została ona udzielona jednocześnie zostawiając „otwartą furtkę”, która pozwoli na bezpieczne wycofanie się w zależności od nastroju manipulatora jednocześnie dając ofierze poczucie „pewności”)

Przykładów mogłabym podać wiele, jednakże uważam, iż doskonale wiecie co mam na myśli.
Z pewnością spotkaliście się już (na swoje nieszczęście bądź szczęście- człowiek uczy się na błędach) z manipulantami i wiecie, jak relacja z takim typem osoby wygląda, a jeśli nie to dam Wam jedną złotą radę - bądźcie zdystansowani i ostrożni jeśli zauważycie, że stosunkowo często ktoś mówi Wam to, co chcecie usłyszeć, bo to nigdy nie kończy się dobrze.

To swego rodzaju toksyczność, której należy się wyzbyć, ponieważ większość z nas pragnie zdrowej i czystej relacji, a jeśli mamy w sobie choć trochę samoświadomości to czerwona lampka zapali nam w odpowiednim momencie i obyśmy byli konsekwentni.



Recepta na taki typ człowieka jest tylko jedna – im szybciej zakończycie relację z manipulatorem tym lepiej dla Was .


Czasem terapia szokowa może zdziałać więcej niż nam się wydaje.


Marta Laura Rz.

piątek, 14 lipca 2017

Jak poradzić sobie z porażką- czyli krótki poradnik o życiu.

Odkąd pojawimy się na świecie nieuchronnie prędzej czy później na nasze barki 
spadnie ciężar porażki.
Już nawet jako dzieci , które nie otrzymają nagrody w konkursie szkolnym na miss / mistera szkoły czy pierwszego miejsca w klasowym dyktandzie narażamy się na nieprzyjemny smak klęski, który łagodzą ,( a nawet sprawiają, że nie zaznamy jej faktycznego smaku ) rodzice.

Trudno stwierdzić czy ich ochrona przed tym co i tak nieuniknione jest dobre czy złe.
Pewne jednak jest, że w dorosłym życiu będzie nam zdecydowanie ciężej przełknąć gorycz rozczarowania jeśli byliśmy wcześniej od niej odcięci.

Zaczynają się schody.

Wchodzimy w dorosłość.




Nie dostajemy się na wymarzone studia, nie otrzymujemy fantastycznej, świetnie płatnej pracy, nie potrafimy się dostosować do społeczeństwa, po raz pierwszy i któryś raz z rzędu zostajemy ze złamanym sercem i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność.
Czujemy się niedocenieni, nie wystarczająco dobrzy, nieatrakcyjni i nie godni uwagi tych osób, od których pozornie zależy nasza przyszłość.
Z początku się poddajemy, zamykamy w sobie, zmieniamy się na siłę i głowimy nad tym co zrobić, aby odnieść ten cholerny sukces na którym nam tak bardzo zależy.

Odniosę się do najczęstszych porażek, które najbardziej nam ciążą, oto trzy z nich :

PRACA.

Skrupulatnie przygotowane cv, idealnie wyprasowana koszula, wypolerowane obcasy na tyle, że możesz się w nich przejrzeć, przyswojona wiedza na temat firmy w której chcesz pracować i optymistyczne nastawienie na nową posadę.
Jadąc na rozmowę o pracę w autobusie czy tramwaju powtarzasz w myślach przygotowane odpowiedzi mimo iż i tak nie powtórzysz ich w taki sam sposób, wysiadasz, idziesz pośpiesznie poprawiając jeszcze włosy, makijaż, już stoisz przed budynkiem.
Doskonale wiesz,że jesteś piętnaście minut za wcześnie, czekasz jeszcze moment i wchodzisz.
O wyznaczonej godzinie zapraszają Cię do pomieszczenia w którym odbywa się rekrutacja na stanowisko o którym marzysz.
Rozmowa przebiega dobrze, kontakt wzrokowy odpowiedni, mowa ciała także.
Gdy już nadchodzi koniec konwersacji osoba która Cię rekrutuje podaje Ci rękę i mówi często zwodzące „ do zobaczenia / do usłyszenia „.
Wracasz do domu pełna nadziei, czujesz, że jesteś królową świata, planujesz już swoje wydatki po pierwszej wypłacie i w końcu czujesz, że żyjesz.
Mijają trzy dni.
Żadnej odpowiedzi.
Zaczynasz się denerwować, zastanawiać czy w cv podałaś prawidłowy numer kontaktowy, na sam dźwięk telefonu gorączkowo szukasz go w torebce.
Mija tydzień.
I nic.
Zero odzewu.


MARZENIA.

Odkąd pamiętasz twoim jedynym marzeniem było występować na scenie.
Chciałaś grać, być jak te wszystkie piękne i utalentowane aktorki, chciałaś umierać na deskach teatru i do tego dążyłaś.
Chodzisz na castingi, nagrywają Cię, robią zdjęcia, każą zagrać scenę miłości, smutku, radości.
Próbujesz swoich sił w znanych i mniej znanych teatrach.
Owszem, proponują Ci występy ale...
Za darmo.
To miała być Twoja pasja ale także miałaś dzięki temu móc żyć, właśnie tak, jak te wszystkie piękne i utalentowane aktorki.
Miałaś podróżować, kupować najdroższe perfumy, jeść śniadanie na ogromnym , zapełnionym kwiatami od Twoich wielbicieli kwiatami, pić kawę w garderobie, być ikoną dla tych wszystkich niedowiarków.
W rzeczywistości masz do wyboru ( co i tak nie jest łatwe) zagrać w jakimś podrzędnym serialu lub w najgorszym wypadku i tu licz się z tym, że to nawet nie zalicza się do jakiegokolwiek podgatunku aktorstwa- paradokumencie.
Jeśli Ci się poszczęści ( choć to za dużo powiedziane...) załapiesz się do jakiejś objazdowej grupy teatralnej, która gra dla dzieci i za to Ci zapłacą.



MIŁOŚĆ.

Wszystko w Tobie buzuje!
Bo to właśnie On!
Tak , tak, po raz kolejny (albo i pierwszy) widzisz kogoś przez różowe okulary.
Uwielbiasz w nim wszystko – poczynając od tego w jaki sposób na Ciebie patrzy, kończąc na tym jak nieziemsko pachnie jego koszula.
Spotykacie się od jakiegoś czasu.
Jeśli przeżyłaś wcześniej bolesne rozstanie lub ktoś długo Cię zwodził bez wchodzenia w stałą relację, to podchodzisz do niego z ogromnym dystansem.
Jesteś ostrożna, a mimo to wraz z każdą mijającą wspólnie chwilą zaczynasz czuć to podejrzanie przyjemne i dziwne uczucie.
Masz wrażenie, że jeśli on daje Ci poczucie bezpieczeństwa, słucha Cię, spędzacie wspólnie czas i jest Wam zwyczajnie w świecie dobrze, to możesz być spokojna.
Mijają godziny, dni, miesiące i nadal wydaje się ,że może być to coś więcej niż przytulanki i słodkie słówka.
Nagle, z dnia na dzień zawiało chłodem.
Kontakt staje się coraz rzadszy, wypowiedzi lakoniczne, zdawkowe.
Nie widzieliście się od dawna, a on nie ma czasu, za każdym razem musi jechać na zakupy z mamą, odebrać rzeczy z pralni, odwieźć kumpla na dworzec, po raz czwarty w tym roku są urodziny jego babci...
Aż w końcu kontakt zminimalizował się do ZERA.
Zastanawiasz się co zrobiłaś nie tak, obwiniasz się za to, że cokolwiek mogłaś do niego poczuć, przecież powinnaś liczyć się z tym, że TAKI facet nigdy nie będzie chciał spróbować być z Tobą, bo nie jesteś wystarczająco atrakcyjna i inteligentna dla niego.





W tych trzech kwestiach powinno być zawarte jedno hasło :

Zawsze jesteś wystarczająco dobra/ dobry ale widocznie to miejsce, czas czy człowiek nie był odpowiedni dla Ciebie.

PRACA?

Jeśli nie udało Ci się jej otrzymać , może musisz odkryć inną płaszczyznę w której również będziesz się spełniać?
Konsekwentnie dążąc do celu w końcu Ci się uda, tylko nie pozwól aby wyścig szczurów zrobił z Ciebie jednego z nich, działaj na słusznej swemu sumieniu drodze.

MARZENIA?

Zawsze są do spełnienia.
Może rzeczywistość którą sobie wyidealizowałeś nie będzie taka piękna jak myślisz?
Zrób coś, co da Ci satysfakcję i szczęście, zacznij od małych kroczków, nie liczy się ilość ale jakość.

MIŁOŚĆ?

Odrzucenie nie jest wyrokiem.
Skoro ta osoba nie widziała w Tobie, tego, co masz do zaoferowania nie roztrząsaj tego.
Pracuj nad sobą ale nie wyzbywaj się siebie.
Nie bądź ufny ale daj sobie szansę.

Jeśli tylko tego pragniesz to się spełni.


Marta Laura Rz.

niedziela, 2 lipca 2017

Sztuka uwodzenia – wrodzona czy nabyta?


Jednym z bardzo ważnych i najprawdopodobniej podstawowych czynników wpływających na budowanie relacji damsko – męskich jest uwodzenie.
Jeśli jesteśmy zainteresowani drugą osobą podświadomie wysyłamy sygnały świadczące o tym, że ona nam się podoba i tu wkraczamy na dość ciekawy grunt, a mianowicie na sztukę uwodzenia.



Ktoś mi kiedyś powiedział przy rozmowie dotyczącej fatalnego zauroczenia (które wzięło się jak dla mnie znikąd ponieważ nie wysyłałam absolutnie żadnych sugestii względem zauroczonej we mnie osobie ), że są podobno są kobiety, które nie robiąc totalnie nic posiadają wrodzoną aurę, która bije od nich tak mocno, że nawet ich obojętne spojrzenie sprawia, iż zwracają na siebie czyjąś uwagę.
Emanuje od nich coś takiego, że zwykły ruch ich bioder podczas spacerowania po ulicy może dla danego mężczyzny być atrakcyjne.


Oczywiście nie biorę tego przykładu do siebie, co to, to nie.

W przypadku mężczyzn cholernie seksowne i pociągające może być nawet gest zmiany biegu w aucie, sposób w jaki na Ciebie patrzy, czy przeczesanie dłonią włosów.


Chciałabym poruszyć świadomość , której czasem my sami nie mamy.
Myślimy sobie, że nie potrafimy być kokieteryjny, nieśmiałość nie pozwala nam na wykonanie jakiegokolwiek gestu bądź czujemy się totalnie niepewni siebie.
Nawet do głowy nam nie przyjdzie, że na daną osobę może to działać jak magnes.
Zdarza się również inaczej ale warto mieć to na uwadze gdy pomyślimy o tym, a dodatkowo nabyć umiejętności uwodzicielskich- w końcu praktyka czyni mistrza.
Niezależnie od tego czy jesteśmy w stałym związku i chcielibyśmy dodać trochę pieprzu do codziennego życia czy jesteśmy singlami możemy doskonalić się w tej dziedzinie.

Mężczyzną z natury uwodzenie przychodzi łatwiej, są oni bowiem stworzeni do „zdobywania” nie tylko kobiety, dlatego mają w sobie ten konkretny instynkt , który nawet jeśli są skryci automatycznie się uruchamia w przypadku ich zainteresowania względem swojego celu czy też płci pięknej.


Warto też spojrzeć na nasze gesty niewerbalne – kobieta bawiąca się włosami, bądź gdy je odgarnia przekazuję podświadomie jakiś sygnał choć sama się do tego nie przyzna, w przypadku mężczyzn jest bardzo podobnie lecz w ich przypadku mowa ciała może zupełnie mijać się z prawdą.
Kobiety są bardziej emocjonalne i stawiają na pierwszym miejscu bliskość i konwersację, a z kolei u mężczyzn w zależności od typu sygnały, które wydają się czułością i troską mogą być elementem mapy, gdzie na końcu znajduje się nie skrzynia skarbów lecz tylko i wyłącznie... Twoje łóżko.


Niezależnie od płci uwielbiamy uwodzić.
Ten przyjemny dreszczyk adrenaliny i napięcia, który przy tym towarzyszy dodaje energii i pozytywnego nastawienia.
Czujemy się wtedy atrakcyjni, seksowni, silni i ciekawi tego, co zaraz się wydarzy.



Jeśli uważasz, że nie potrafisz uwodzić jesteś w błędzie- każdy z nas posiada w sobie tą iskrę, tylko nie każdy potrafi ją dostrzec i uruchomić.


Marta Laura Rz.

sobota, 1 lipca 2017

Zmiany- radość czy udręka..?

Na każdym etapie życia czekają nas zmiany.
To naturalny proces ludzkiego istnienia od początku naszych narodzin.
Najpierw zamieniamy niezrozumiany bełkot w słowa, z czołgania powstajemy na równe nogi, nasze ciało się zmienia, nasz umysł i postrzeganie świata zaczyna się kształtować , zmieniamy nasze poglądy i decyzje.

Mimo, iż to nieunikniony element naszego życia nadal podświadomie boimy się zmian.
Nawet jeśli jest to zwrot akcji na który wyczekujemy bądź mamy świadomość, że będzie on dla nas dobry to gdzieś, o właśnie tam , coś sprawia, że zaczynamy powątpiewać bądź po prostu odczuwamy strach.
To może być lęk przed nieznanym, możemy również obawiać się, że decyzja którą podjęliśmy nie do końca będzie dla nas dobra.
Wszystko wokół się kształtuje, zmieniają się pory roku, zmienia się rok, nasz wiek, czas płynie nieubłaganie , a my akurat na to nie zwracamy zbytniej uwagi do momentu aż wprowadzimy w nasze życie piorunującą metamorfozę.
Przecież skoro świadomie podejmujemy się modyfikacji dotychczasowego życia bądź sytuacji w której obecnie się znajdujemy powinno sprawiać nam to radość.



Może to brak spontaniczności zasiał w nas ziarnko udręki?
Kiedy ostatnio zrobiłeś /aś coś niespodziewanego, zaskakującego, a nawet szalonego..?
Odpowiedz sobie na to pytanie szczerze.
Ja osobiście nie pamiętam, a doskonale wiem, że sprawiało mi to ogromną frajdę, w tym jedynym, konkretnym momencie nie istniał strach, zwątpienie czy obawa przed czymkolwiek.
Potrafiłam chwilę po telefonie od znajomego, o godzinie dwudziestej trzeciej leżąc po kąpieli w łóżku, ubrać się i jechać z nim nad morze, wrócić z tej wyprawy o szóstej rano, a cztery godziny później iść do pracy z nadmorskim piaskiem w trampkach.
Z pewnością tego nie żałuję, oderwałam się od codzienności i dzięki temu doświadczeniu już wiem, że jestem w stanie pozwolić sobie na taką wyprawę, bo kilka godzin snu i morskie powietrze wystarczyło bym w pracy była nadal wydajna.

Kiedy ostatnio powiedziałeś /aś komuś ,że Ci na nim zależy, że jest dla Ciebie ważny, że tęsknisz..?

Tak też myślałam.
I tutaj znów pojawia się forma strachu, niestety ona jest trzykrotnie silniejsza niż w przypadku zmian np. dotyczących pracy czy miejsca zamieszkania.
Boimy się przekształcenia relacji, utraty bliskiej nam osoby, jej reakcji czy też odrzucenia.
Przecież nie napiszesz nagle bądź nie zadzwonisz do kogoś w środku nocy by powiedzieć, że nie możesz zasnąć, bo nie ma tej osoby obok Ciebie.
Pewnie zaraz uzna Ciebie za wariata albo co gorsze przerazi się tego, że wypowiedziane przez Ciebie słowa zobowiązują.

Podana przeze mnie sytuacja jest dość ekstremalna, bo podejrzewam, że nawet zwykła wiadomość tekstowa w ciągu dnia o treści : „ Myślę o Tobie” jest czymś niedopuszczalnym.
W myślach pojawia się obawa zmiany relacji na gorszą, a nawet utrata znajomości.
Ani kropli optymizmu w tym całym morzu zwątpienia, a przecież może okazać się zupełnie inaczej.
Może właśnie ten ktoś czeka (albo nawet nie czeka ) ale zrobiłoby mu się nieziemsko przyjemnie gdybyś chwycił/ a za ten cholerny telefon i puścił/ a sugestię.


Kolejny wątek dotyczący zmian mogłabym określić dokładnie tak : „A co ludzie powiedzą?”
Witajcie w świecie gdzie osoby trzecie wchodzą ze swoim brudnym butami i wycierają je na wycieraczce Waszych marzeń i realnego podejścia do życia.



Powiedzmy, że masz jakieś wyjątkowe zdolności ale niestety one nie gwarantują Ci stałego dochodu
i ciężko znaleźć pracę w branży, w której jesteś naprawdę dobry.
Niech to będzie talent plastyczny.


Malujesz cudowne obrazy, co jakiś czas masz jakąś bezpłatną wystawkę, co nieco sprzedasz przez internet bądź na jakiś piknikach, festynach, bazarach i jakiś grosz Ci wpadnie.
Musisz sam się utrzymać, zapłacić za mieszkanie, prąd, wodę, jeszcze wypadałoby w coś się ubrać, no i mieć pieniądze na materiały, bo przecież płótna, farby i inne specyfiki nie spadną z nieba.
Załapujesz prowadzenie warsztatów dla młodzieży ale tylko w okresie szkolnym, niepełny wymiar pracy, śmieciowa umowa i koszt dojazdów na warsztaty nie zwrotny.
Widząc piętrzące się rachunki i światełko w lodówce podejmujesz decyzję o rezygnacji z prowadzenia tych warsztatów.
Masz świadomość tego, że lata lecą i nadszedł najwyższy czas się ustabilizować, a do tego potrzebna jest Ci stała praca.


Dostajesz całkiem niezłą pracę, w kierunku, który w jakiś sposób też mieści się w granicach Twoich zainteresowań, finansowo wygląda to dobrze, masz zapewnienie stałości i wiesz, że jeśli tylko będziesz chciał to zagrzejesz tam miejsce na dłużej.
I w tym momencie spada na Ciebie fala przysłowiowego „hejtu”.


Zaczynają się komentarze ludzi, którzy mimo pewnego wieku nadal pozostają w punkcie marzycielstwa i mieli po prostu szczęście bądź zjawili się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie dzięki czemu mogą robić to, co kochają i artyzmem zarabiać na życie.
Ty tego szczęścia czy odpowiedniego czasu nie miałeś.
Nie prawdą jest, że te osoby są bardziej utalentowane niż Ty, zwyczajnie w świecie – jednym się udaje, drugim nie.

Ale nie oznacza to, że Tobie się nie udało, co to, to nie.
Może akurat Ty potrzebujesz jeszcze trochę czasu lub znalezienia tej odpowiedniej drogi.


Pasję możesz rozwijać zawsze, niezależne od wykonywanej pracy i opinii ludzi z boku.
Rób to co kochasz, nawet jeśli będziesz robił to inaczej, nawet jeśli będziesz przemierzał o milion kilometrów więcej niż inni przemierzali – dotrzesz w końcu do swojego celu.


Bądźmy realistami.
Nie bójmy się zmian.
To nasze życie i nikt nie przeżyje go za nas, o czym często zapominamy bądź nawet nie myślimy.

Każda zmiana jest dobra jeśli podejmujemy ją świadomie.
Jeśli ktoś się od nas odwróci po tym jak zrobimy krok do przodu- widocznie marnowaliśmy na niego czas i nie warto dalej tego czasu marnować , czy to w kwestii decyzji zawodowych czy prywatnych, uczuciowych, przyjacielskich.

Nie zawsze ryzyko wiąże się z rozczarowaniem, a jeśli nawet zasmakujemy jego goryczy to potkniemy się, podniesiemy , otrzepiemy i pójdziemy dalej.


Należy pamiętać o tym, że „ kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana” , a jeśli już zasmakujemy słodyczy wynikającej z ryzyka z pewnością przyćmi ono wcześniejszą cierpkość porażek.




Marta Laura Rz.

piątek, 23 czerwca 2017

Z cyklu - Listy niedokończonych kochanków (2)

Dobry wieczór.

W ramach cyklu - Listy niedokończonych kochanków mam dla Was kolejną porcję pisania.

Życzę Wam przyjemnej lektury i spokojnego snu.


Marta Laura Rz.





Drogi Vincencie !

Nie wiem kiedy i jak to się stało.
Mijał czas, mijały noce i dni.
Nie miałam pewności, nawet nie chciałam o niej myśleć, nie spodziewałam się czegokolwiek.
To przyszło, kształtowało się i zostało.
Wbite mam w serce Twoje spojrzenie.
Ten słodki posmak niewinności, tą uroczą magię codziennych trosk.
I nigdy przedtem tak silnie i tak stanowczo nie pragnęłam kogokolwiek.
Ty jesteś moim wiatrem, moim księżycem za dnia, moją myślą o pranku i nocnym pocałunkiem.
Wstydzę się mojej tęsknoty, rozbudza we mnie najcichsze marzenia i poczucie bycia dla Ciebie.
Nie chcę myśleć o tym co przyniesie przyszłość, już przestałam się jej bać.
Jeśli tylko Ty będziesz obok.
Chcę nosić na swoim ciele Twój smak, chcę dotykać Twojej duszy, chcę kołysać Twój strach, chcę uspokoić skołowane nerwy i cieszyć się Twoją radością.
Mógłbyś jednym słowem przywołać wszystko czego Ci brak.
Lecz Ty nie wiesz...
Że potrafiłabym uczynić Cię spełnionym i szczęśliwym choć w jednej, najprawdopodobniej najważniejszej sferze życia.
Ty nie wiesz.
A może wiesz..?
Tylko nie chcesz.
Może są inne, bardziej łaskawe dla Ciebie i Twoich potrzeb.
Może to jednak nie ja..?
Za mało we mnie Ciebie, za mało w moich oczach gwiazd, za dużo słów pomiędzy wierszami.
Mój ukochany, nie będę miała do Ciebie żalu.
Zapamiętam Twój zapach, zapamiętam ten wzrok, zapamiętam miłą ciszę między nami i każdą chwilę, w której poczułam się wyjątkowa i najdroższa Tobie.
Czekam tylko aż powiesz mi dość.
Czekam tylko na pożegnanie, bo przecież to niemożliwe.
Niemożliwe jest to, że właśnie Ty mnie odnalazłeś.
Jesteś wszystkim czego szukałam w mężczyźnie.
Przy Tobie nie chcę się bać, nawet jeśli odnieślibyśmy porażkę i nie potrafię myśleć o negatywnej przyszłości.
Dlatego,że...

To właśnie Ty.


Twoja L.

czwartek, 25 maja 2017

Wielki test panowania nad negatywnymi emocjami – czyli jak być totalnym optymistą przez 7 dni.

Ostatni czas nie jest dla mnie łatwym czasem, wciąż życie kładzie mi kłody różnego kalibru pod nogi, prywatnie i zawodowo wznoszę się na przemiennie w górę i w dół, przez tą wieczną sinusoidę popadam ze skrajności w skrajność , brakuję mi stabilności która ogarnęłaby ten cały burdel w którym się znajduję , a co za tym idzie zdecydowanie przyznaję się przed samą sobą, że brakuje mi w tym wszystkim niepoprawnego optymizmu.



Przesypiając kolejne, słoneczne popołudnie pod rząd (jedna mądra osoba kiedyś mi powiedziała, że sen nie sprawi,iż twoje problemy znikną ale wydadzą się one mniejsze) krótko po przebudzeniu stwierdziłam,że nie może to dłużej tak trwać, bo prześpię większość mojego życia zdecydowałam się na wykonaniu na samej sobie pewnego rodzaju testu.
Postanowiłam przez siedem dni być optymistką. W jakimś stopniu nią jestem ale nie na tyle aby mimo danej sytuacji, która mnie gryzie bądź przytłacza docenić piękno natury zza szyby samochodu podczas trasy czy też radować się zapachem popołudniowej kawy przy śpiewie ptaków i błogiej ciszy lasu.



Wciąż staram się pracować nad sobą, a co za tym idzie żyć w zgodzie ze swoimi przekonaniami więc czemu mam nie spróbować zmienić swojego nastawienia do otaczającej mnie rzeczywistości..?

Optymizm(z łac.optimum najlepiej) – pogląd filozoficzny, według którego istniejący świat jest najlepszy z możliwych i racjonalnie urządzony, a życie jest dobre, można więc osiągnąć w nim szczęście i doskonałość moralną. Podkreśla stosunek do życia, w którym świat postrzegamy przede wszystkim jako pozytywne miejsce, jako coś dobrego.
Optymiści generalnie postrzegają ludzi i zdarzenia jako dobre. Mają pozytywny stosunek do życia, wierząc w to, iż rzeczy z czasem ułożą się pomyślnie[1]. U chrześcijan ten „pozytywny” stosunek do życia jest konsekwencją ich wiary, a nie ludzkiego temperamentu czy okoliczności[2].

(Źródło- Wikipedia)




Podobno optymiści żyją dłużej, podobno osiągają sukcesy, podobno w życiu jest im łatwiej , a z pewnością są szczęśliwsi.
Skoro tak często ryzykujemy w sprawach, które mogą przynieść nam miażdżące konsekwencje to bycie optymistą z pewnością jest o wiele bardziej bezpieczne i mogące przynieść tylko dobro.
Często łapię się na tym, że pewne rzeczy łatwo wyprowadzają mnie z równowagi, górę bierze nade mną stres, niewyspanie czy ciągłe przeziębienia, które od października zeszłego roku wciąż mnie uwielbiają, zamiast myśleć o sobie to skupiam się na samozadowoleniu innych, wchodzę w różne pułapki związane z relacjami międzyludzkimi, przez co jestem w jakiś stopniu wypalona i odczucie mojej samotności sięga zenitu, poświęcam maksimum uwagi komuś, a gdy nie dostaję tego w zamian ( tutaj zachęcam przeczytanie poprzedniego felietonu) wchodzę w niezadowolenie – co prawda jest ono już teraz wielkości ziarnka piasku ale nadal uwiera lub mieszam w ciągu dnia smutek z euforią, a to zdecydowanie nie jest na co dzień dobre.



Wiadome jest to, że każdy z nas ma prawo do gorszego dnia ale nie może być tak, że pozytywny dzień jest walką, a nie przywilejem, który jest zależny tylko i wyłącznie od nas samych, a nie od innych ludzi, których tak naprawdę nie interesuje to jakie towarzyszą nam emocje w danym momencie.

Dodatkowo jestem zwolenniczką „czarnego humoru”, bawi mnie „ból istnienia Schopenhauera” i pesymistyczne dowcipy dają mi wiele radości więc tym trudniej będzie mi wpaść w sidła optymizmu- oczywiście czarny kolor na zawsze pozostanie moim ulubionym i nadal będę się śmiać z żartów tego typu tudzież słuchać rzewnego łkania Nicka Cave'a i popadać od czasu do czasu w artystyczną melancholię, bo jeśli czytacie moją poezję jest ona dość wyważona lecz zawsze znajdziecie w niej odrobinę smutku lub przygnębienia- taka ona już jest i najprawdopodobniej pozostanie.




Dzisiaj jest dwudziesty piąty maja – czwartek, czeka mnie bardzo intensywny weekend i długo zastanawiałam się nad tym czy zacząć test od jutra czy też od nowego tygodnia, który będzie jeszcze bardziej intensywny.
Stwierdziłam jednak, że z tym testem jest jak z dietą czy rzucaniem palenia- zawsze odkładanie na później nie daje oczekiwanych rezultatów, a im później tym gorzej.
Dziś już połowa dnia prawie za pasem więc zbieram siły na jutrzejszy pierwszy dzień optymizmu.
Jestem bardzo ciekawa co z tego wyjdzie i jedyne co mogę napisać na początek to fakt, iż z pewnością będzie dobrze – pozytywne nastawienie do podstawa.



Trzymajcie za mnie kciuki i zachęcam Was do śledzenia mojej siedmiodniowej drogi ku dążeniu do emocjonalnej równowagi i szczęścia.


Marta Laura Rz.

sobota, 13 maja 2017

Poczucie obowiązku czy naturalna chęć oczekiwań..?

Nasze oczekiwania często są deptane przez życie.

Myślimy, że skoro my postąpilibyśmy w danej sytuacji tak, to inni również powinni by tak postąpić, że skoro my nie wierzymy w brak czasu, to ktoś powinien znaleźć nawet chwilę by uświadomić nas, że o nas pamięta, że nie pracowalibyśmy na takich warunkach , na jakich pracuje ktoś i rzucilibyśmy to w cholerę i tak dalej... 
Można by podać niezliczoną ilość przykładów ale nie ma to najmniejszego sensu.
Warto jednak zastanowić się nad tym, co zrobić aby oduczyć się lustrzanego odbicia naszych oczekiwań albo choć trochę je złagodzić.



Każdy z nas zna to koszmarne uczucie gdy czujemy się zawiedzeni czyimś zachowaniem,a najbardziej gdy jest to osoba, która jest nam bliska. 
Odczuwamy wtedy żal, smutek, a nawet w naszą duszę wkradają się pretensję.
I tutaj warto zadać sobie pytanie- jakim prawem mam do kogoś żal, że nie postąpił tak jak tego oczekiwałam/em..?
Nieistotne jest to jak Ty sam/ sama byś postąpiła, istotne jest to dlaczego tak bardzo boli Cię fakt,
że ktoś zrobił coś inaczej niż tego chciałaś/ eś.

Jest na to kilka sposobów. 
Wymagania które stawiamy wobec samych siebie przekłada się na relację między ludzkie więc jeśli wobec siebie będziemy bardziej wyrozumiali, to dzięki temu inni nie dostaną aż tak od nas w kość. Warto też pomyśleć, o tym, że jeśli ktoś oczekuję czegoś względem nas, a sam nie spełnia wobec nas najprostszych oczekiwań to doskonałą ochłodą dla naszych rozstrojonych nerwów będzie dystans. Dodatkowo nic nie działa lepiej na pozbycie się napięcia związanego z rozczarowaniem niż zmierzenie się z przeszłością- pomyślcie o tym ile razy Wy daliście plamę.



Jednak najgorsze nadchodzi wtedy, gdy robimy coś z poczucia obowiązku choć wcale tego nie chcemy. Spełniamy zachcianki i wtapiamy się w czyjeś oczekiwania by dać radość i satysfakcję drugiej osobie, a niestety często działa to negatywnie na całość relacji.


Wobec oczekiwań warto znaleźć złoty środek – wymagać z dystansem, spełniać z głową, wtedy z pewnością osiągniemy emocjonalne yin yang.  


Marta Laura Rz.