Ostatni czas nie jest dla mnie łatwym
czasem, wciąż życie kładzie mi kłody różnego kalibru pod nogi,
prywatnie i zawodowo wznoszę się na przemiennie w górę i w dół,
przez tą wieczną sinusoidę popadam ze skrajności w skrajność ,
brakuję mi stabilności która ogarnęłaby ten cały burdel w
którym się znajduję , a co za tym idzie zdecydowanie przyznaję
się przed samą sobą, że brakuje mi w tym wszystkim niepoprawnego
optymizmu.
Przesypiając kolejne, słoneczne
popołudnie pod rząd (jedna mądra osoba kiedyś mi powiedziała, że
sen nie sprawi,iż twoje problemy znikną ale wydadzą się one
mniejsze) krótko po przebudzeniu stwierdziłam,że nie może to
dłużej tak trwać, bo prześpię większość mojego życia
zdecydowałam się na wykonaniu na samej sobie pewnego rodzaju testu.
Postanowiłam przez siedem dni być
optymistką. W jakimś stopniu nią jestem ale nie na tyle aby mimo
danej sytuacji, która mnie gryzie bądź przytłacza docenić piękno
natury zza szyby samochodu podczas trasy czy też radować się
zapachem popołudniowej kawy przy śpiewie ptaków i błogiej ciszy
lasu.
Wciąż staram się pracować nad sobą,
a co za tym idzie żyć w zgodzie ze swoimi przekonaniami więc czemu
mam nie spróbować zmienić swojego nastawienia do otaczającej mnie
rzeczywistości..?
Optymiści generalnie postrzegają ludzi i zdarzenia jako dobre. Mają pozytywny stosunek do życia, wierząc w to, iż rzeczy z czasem ułożą się pomyślnie[1]. U chrześcijan ten „pozytywny” stosunek do życia jest konsekwencją ich wiary, a nie ludzkiego temperamentu czy okoliczności[2].
(Źródło- Wikipedia)
Podobno optymiści żyją dłużej,
podobno osiągają sukcesy, podobno w życiu jest im łatwiej , a z
pewnością są szczęśliwsi.
Skoro tak często ryzykujemy w
sprawach, które mogą przynieść nam miażdżące konsekwencje to
bycie optymistą z pewnością jest o wiele bardziej bezpieczne i
mogące przynieść tylko dobro.
Często łapię się na tym, że pewne
rzeczy łatwo wyprowadzają mnie z równowagi, górę bierze nade mną
stres, niewyspanie czy ciągłe przeziębienia, które od
października zeszłego roku wciąż mnie uwielbiają, zamiast myśleć
o sobie to skupiam się na samozadowoleniu innych, wchodzę w różne
pułapki związane z relacjami międzyludzkimi, przez co jestem w
jakiś stopniu wypalona i odczucie mojej samotności sięga zenitu,
poświęcam maksimum uwagi komuś, a gdy nie dostaję tego w zamian (
tutaj zachęcam przeczytanie poprzedniego felietonu) wchodzę w
niezadowolenie – co prawda jest ono już teraz wielkości ziarnka
piasku ale nadal uwiera lub mieszam w ciągu dnia smutek z euforią,
a to zdecydowanie nie jest na co dzień dobre.
Wiadome jest to, że każdy z nas ma
prawo do gorszego dnia ale nie może być tak, że pozytywny dzień
jest walką, a nie przywilejem, który jest zależny tylko i
wyłącznie od nas samych, a nie od innych ludzi, których tak
naprawdę nie interesuje to jakie towarzyszą nam emocje w danym
momencie.
Dodatkowo jestem zwolenniczką
„czarnego humoru”, bawi mnie „ból istnienia Schopenhauera” i
pesymistyczne dowcipy dają mi wiele radości więc tym trudniej
będzie mi wpaść w sidła optymizmu- oczywiście czarny kolor na
zawsze pozostanie moim ulubionym i nadal będę się śmiać z żartów
tego typu tudzież słuchać rzewnego łkania Nicka Cave'a i popadać
od czasu do czasu w artystyczną melancholię, bo jeśli czytacie
moją poezję jest ona dość wyważona lecz zawsze znajdziecie w
niej odrobinę smutku lub przygnębienia- taka ona już jest i
najprawdopodobniej pozostanie.
Dzisiaj jest dwudziesty piąty maja –
czwartek, czeka mnie bardzo intensywny weekend i długo zastanawiałam
się nad tym czy zacząć test od jutra czy też od nowego tygodnia,
który będzie jeszcze bardziej intensywny.
Stwierdziłam jednak, że z tym testem
jest jak z dietą czy rzucaniem palenia- zawsze odkładanie na
później nie daje oczekiwanych rezultatów, a im później tym
gorzej.
Dziś już połowa dnia prawie za pasem
więc zbieram siły na jutrzejszy pierwszy dzień optymizmu.
Jestem bardzo ciekawa co z tego wyjdzie
i jedyne co mogę napisać na początek to fakt, iż z pewnością
będzie dobrze – pozytywne nastawienie do podstawa.
Trzymajcie za mnie kciuki i zachęcam
Was do śledzenia mojej siedmiodniowej drogi ku dążeniu do
emocjonalnej równowagi i szczęścia.
Marta Laura Rz.








