niedziela, 16 kwietnia 2017

Wiosenna deprecha.

Wypluta, wyżarta, wymiętolona, wymęczona, wygaszona, stłamszona i obdarta zupełnie ze wszystkiego.
Tak się właśnie czuję. 
Wiosna zawitała z wielkim kopem w tyłek, psychiczne rozterki pogłębiły się wraz z tragicznym wpływem zmiany pory roku na fizyczne samopoczucie.

Nie lubię okresu świątecznego jakikolwiek by on nie był- choć rok, w rok staram się to zmienić.
Widok na pozór wesołych rodzinek wyłaniających się z blokowych nor na tzw. wybieg dla ich rozpieszczonych dzieciaków doprowadza mnie do szaleństwa. 
Nawet w tak nieprzychylny mi czas muszą odbierać mi mój spokojny rytuał spacerowania z trasy od ławki do ławki. Plączą się pod nogami, zajmują trzy czwarte chodnika albo wjeżdżają w Ciebie nowiutką, dizajnerską deskorolką z podświetlanymi kółkami. 
Spoglądam wtedy na wyluzowanych rodziców spod przyciemnionych okularów i wyraźnie insynuuję, że powinni sami najpierw wydorośleć zanim zdecydują się na dziecko albo po prostu kulturalnie ich dopilnować. 
Pogoda też nie rozpieszcza. 
Zdecydowanie wolę ciemność, chmury, deszcz i wiatr niż mieszankę tego połączoną z nagłym wzrostem temperatury w towarzystwie wziętego się znikąd słońca. 
Bądź tu człowieku zdrowy jak w ciągu dwudziestominutowego spaceru zdejmujesz czapkę, wkładasz czapkę, rozpinasz kurtkę, zapinasz kurtkę – Bogu dzięki, że nie masz przy sobie parasola, bo pewnie mechanizm były ten sam.
Żeby tradycji stało się za dość, przy jedynym otwartym osiedlowym monopolu piętrzy się kolejka po tanie piwa i jeszcze tańsze fajki. Słychać stadionowe okrzyki radości, a jak ktoś się wyłamie i odkrzyknie inne stadionowe hasło niż te które padło zaczyna się ciekawa bitwa – na początku słowna z użyciem słów, o których nawet ja nie miałam pojęcia.

Na drzewach zaczyna coś rozkwitać. Stwierdzam, że „coś” ponieważ przez zmiany klimatyczne nie do końca jestem w stanie stwierdzić czy to już roślina, czy jeszcze zlepek gałęzi i innych niezidentyfikowanych rzeczy, które stanowią budulec ptasiego gniazda.

Spoglądam na telefon, marzę o rozmowie na tematy wyższe niż rozgotowany makaron do obiadu, odkurzanie, mycie kibla czy niegodne zachowanie partnera. Po chwili uświadamiam sobie, że są święta, że nie wypada, że rodzinnie, że... Rezygnuję z dalszego za i przeciw.

Przecież zaraz wszystko wróci do normy.

Chyba.