Wypluta, wyżarta, wymiętolona,
wymęczona, wygaszona, stłamszona i obdarta zupełnie ze
wszystkiego.
Tak się właśnie czuję.
Wiosna zawitała z wielkim
kopem w tyłek, psychiczne rozterki pogłębiły się wraz z
tragicznym wpływem zmiany pory roku na fizyczne samopoczucie.
Nie lubię okresu świątecznego
jakikolwiek by on nie był- choć rok, w rok staram się to zmienić.
Widok na pozór wesołych rodzinek
wyłaniających się z blokowych nor na tzw. wybieg dla ich
rozpieszczonych dzieciaków doprowadza mnie do szaleństwa.
Nawet w
tak nieprzychylny mi czas muszą odbierać mi mój spokojny rytuał
spacerowania z trasy od ławki do ławki. Plączą się pod nogami,
zajmują trzy czwarte chodnika albo wjeżdżają w Ciebie nowiutką,
dizajnerską deskorolką z podświetlanymi kółkami.
Spoglądam
wtedy na wyluzowanych rodziców spod przyciemnionych okularów i
wyraźnie insynuuję, że powinni sami najpierw wydorośleć zanim
zdecydują się na dziecko albo po prostu kulturalnie ich dopilnować.
Pogoda też nie rozpieszcza.
Zdecydowanie wolę ciemność, chmury,
deszcz i wiatr niż mieszankę tego połączoną z nagłym wzrostem
temperatury w towarzystwie wziętego się znikąd słońca.
Bądź
tu człowieku zdrowy jak w ciągu dwudziestominutowego spaceru
zdejmujesz czapkę, wkładasz czapkę, rozpinasz kurtkę, zapinasz
kurtkę – Bogu dzięki, że nie masz przy sobie parasola, bo pewnie
mechanizm były ten sam.
Żeby tradycji stało się za dość,
przy jedynym otwartym osiedlowym monopolu piętrzy się kolejka po
tanie piwa i jeszcze tańsze fajki. Słychać stadionowe okrzyki
radości, a jak ktoś się wyłamie i odkrzyknie inne stadionowe
hasło niż te które padło zaczyna się ciekawa bitwa – na
początku słowna z użyciem słów, o których nawet ja nie miałam
pojęcia.
Na drzewach zaczyna coś rozkwitać.
Stwierdzam, że „coś” ponieważ przez zmiany klimatyczne nie do
końca jestem w stanie stwierdzić czy to już roślina, czy jeszcze
zlepek gałęzi i innych niezidentyfikowanych rzeczy, które stanowią
budulec ptasiego gniazda.
Spoglądam na telefon, marzę o
rozmowie na tematy wyższe niż rozgotowany makaron do obiadu,
odkurzanie, mycie kibla czy niegodne zachowanie partnera. Po chwili
uświadamiam sobie, że są święta, że nie wypada, że rodzinnie,
że... Rezygnuję z dalszego za i przeciw.
Przecież zaraz wszystko wróci do
normy.
